Rzeczywistość dookoła skrzeczy, ale rządzący ciągle czują się świetnie. Co musi się stać, by poczuli się gorzej? – zastanawia się Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.
Pan Bogdan, oglądając w Sejmie dyskusję na temat ewentualnego odwołania ministra edukacji, przeraził się. Przede wszystkim butą i arogancją ministra. Najpierw jego i kolegów z rządu drwiącymi uśmieszkami, kiedy posłowie wnioskodawcy uzasadniali, dlaczego jest to najgorszy minister w wolnej Polsce. Potem bezczelnością odpowiedzi, w której nie ustosunkował się do żadnych zarzutów, a mówienie, że jeszcze nigdy nauczyciele nie mieli tak dobrze, jak za czasów obecnych rządów i jego szefowania resortem, dopełniło reszty. A na koniec jego wystąpienia nastąpiła owacja na stojąco posłów koalicji, która na nasze nieszczęście rządzi krajem.
Tak, nikt tam nie miał żadnej refleksji. Wszystko jest znakomicie i do przodu, a pretensje mają ci, którzy tylko sypią piach w tryby. Panu Bogdanowi przypomniały się zjazdy nieboszczki PZPR, gdzie po wystąpieniach pierwszego sekretarza sala na stojąco oklaskiwała mówcę, choć mówił czasem straszne głupoty.
Zresztą tezy, że wszystko idzie dobrze, a jeśli nie, to wina Unii Europejskiej i Putina, są ostatnio ciągle na sztandarach. Jak coś nie idzie, rządzący nie są winni. Oni zrobili wszystko jak trzeba, ale wiadomo: ta wstrętna Unia, no i Putin. Jak już kompletnie brakuje argumentów, zawsze można przypomnieć poprzedników i ich złe, słabe rządy, dorzucić coś o totalnej opozycji, „której bliżej do Brukseli i Berlina niż do Ciechanowa albo Ostrołęki” – jak stwierdził ostatnio premier.
Pan Bogdan nie może się nadziwić, że ktoś jeszcze bierze za dobrą monetę te wykręty. Przecież to jawna popelina i zalatuje fałszem na kilometr. Gdyby ktoś taki w rodzinie czy w grupie przyjaciół ciągle coś knocił i zwalał na innych, szukał tanich usprawiedliwień, wykręcał się od odpowiedzialności a złapany na gorącym uczynku, mówił, że to nie on, ale kolega – byłby wywalony z grupy i otoczony ostracyzmem.
Rządzącym to wszystko uchodzi i ciągle – oprócz fanatyków, do których nic nie dociera – mają sporą grupę wyznawców. Na razie nie zmogła ich nieudolność, drożyzna, inflacja i afery. Nie mówiąc już o łamaniu demokracji, tworzenia zalążków dyktatury czy fatalnym postrzeganiu kraju pod ich rządami w świecie.
Rzeczywistość dookoła skrzeczy, ale oni ciągle czują się świetnie. Co musi się stać, by poczuli się gorzej?