Fajtłapa na tronie, czyli dzisiejsze czasy (FELIETON)

Fot. Pixabay
Jest źle, kiedy fajtłapy mają władzę. Bo nic dobrego im się nie uda. Gorzej, kiedy władzę mają profesjonaliści ze złą wolą. Bo chcą i potrafią zaszkodzić podwładnym. Dlatego lepiej, kiedy władzę mają fajtłapy ze złą wolą, bo i tak wszystko zepsują. Narodowi populiści mają w Polsce władzę i chcą ludziom szkodzić. Ale na szczęście wszystko wylatuje im z rąk, potykają się o własne nogi, a głowy mają tylko od parady.

Od czasów kina niemego fajtłapa wzbudza sympatię. Charlie Chaplin w filmie „Dzisiejsze czasy” wszystko psuł, a mimo to był sympatyczny. Jego piruety przy taśmie fabrycznej wywoływały salwy śmiechu, jego nieudacznictwo spotykało się z ciepłym współczuciem. Ale Chaplin w „Dzisiejszych czasach” był pozytywnym bohaterem, miał dobre intencje, choć brakowało mu szczęścia. Jeśli wywołał jakiś efekt, to tylko nieopatrznie, poprzez serię błędów i wpadek. Ale chciał dobrze. I to go odróżnia od fajtłap, które rządzą Polską od ośmiu lat. Są negatywnymi bohaterami, nie wzbudzają sympatii, mają złe intencje ale – na szczęście – wszystko co zrobią, to zepsują. Są dokładnym przeciwieństwem króla Midasa, bo czego się dotkną, zamieniają w… hmmm… przeciwieństwo złota. Oto przykłady.

Tylko fajtłapa mówi o Unii Europejskiej jako wyimaginowanej wspólnocie, a potem wygłasza orędzie do narodu, w którym chełpi się, że jego kraj obejmie przewodnictwo tej wyimaginowanej wspólnoty. Fajtłapa myśli, że będzie podejmowany z powagą na salonach Europy, a zapomina jak krzyczał sztucznie podniecony, że „nie będą nam tu w obcych językach mówić co mamy robić”. Odnosi skutek odwrotny od zamierzonego: chce uchodzić za męża stanu, a przypomina Charliego Chaplina z filmu „Dyktator”.

Tylko fajtłapa podpisuje się pod niekonstytucyjną ustawą po to, by po dwóch dniach w popłochu przygotowywać jej nowelizację i zapowiadać ekspresową ścieżkę naprawy skutków własnego podpisu. Odnosi efekt odwrotny od zamierzonego: podpisana ustawa staje się własną karykaturą, a ludzie kpią, że fajtłapa zamiast długopisu, powinien używać ołówka. Najlepiej zaczarowanego.

Tylko fajtłapa odbiera telefon od rosyjskich komików udających prezydenta Francji i rozmawia z nimi po angielsku, myśląc, że to Emanuel Macron. Taki fajtłapa stanowi zagrożenie dla samego siebie i dla podwładnych, bo można mu wszystko wmówić. Nawet to, że Charlie Chaplin to przywódca Niemiec z lat trzydziestych i że „Dyktator” to film dokumentalny.

Tylko fajtłapa ułaskawia kolegów partyjnych przed wydaniem prawomocnego wyroku i jeszcze myśli, że ujdzie mu to na sucho. Nie ujdzie. Fajtłapa z tytułem naukowym w dziedzinie prawa powinien przynajmniej wiedzieć, że Temida jest nierychliwa, ale sprawiedliwa. Ułaskawienie osiem lat temu ludzi, którym zarzucano preparowanie dowodów karnych przeciwko oponentom politycznym wyglądałoby nawet niewinnie, gdyby nie to, że sąd nie zdążył ich skazać, bo fajtłapa przeszkodził. Nawet fajtłapa powinien wiedzieć, że od tego właśnie są sądy, by chronić ludzi przed szkodnikami u władzy.

Tylko fajtłapa ucieka do Krakowa w dniu, kiedy przed jego pałacem w Warszawie gromadzi się pół miliona ludzi – przedstawicieli suwerena – domagających się, by do nich wyszedł i wytłumaczył swoje błędy. Tylko fajtłapa udaje, że pół miliona ludzi z polskimi, europejskimi i tęczowymi sztandarami wyszło na ulice Warszawy po to, by odwiedzić ZOO w słoneczny dzień. Tylko fajtłapa ma usta pełne frazesów o suwerenie, a kiedy suweren przemawia, to udaje głuchego.

Wpadki fajtłapy mają tyle dobrego, ile z nich mądrości wyniesie elektorat. A elektorat – przynajmniej ten internetowy – żartuje, kpi, wyśmiewa. W baśni Andersena „Nowe szaty króla” wszyscy udawali, że króla zdobią strojne szaty. Wszyscy ulegali zbiorowej sugestii, że król jest bez skazy, otoczony przepychem. Wszyscy dali się omamić magikom od marketingu, którzy fajtłapę przedstawiali jak dostojnika. Wszyscy z wyjątkiem małego dziecka, które wyrwało pochlebców z letargu, obnażyło rzeczywistość i zawołało, że król jest nagi.

Z fajtłapy można żartować, ale cały problem w tym, że za jego nieudacznictwo trzeba będzie słono zapłacić. Zapłacą za to podwładni. Fajtłapa nie zapłaci. Będzie udawał, że chciał dobrze, ale wyszło jak zawsze. Mimo iż fajtłapa od początku chciał źle. Od początku jego intencją było zaszkodzić tym, którzy go nie popierają, a omamić tych, którzy go popierają. Na tym przecież polega populizm.

Tyle trzeba wiedzieć, by nigdy więcej nie dać się oczarować żadnym fajtłapom.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content