Kto z kim stanie w szranki w wyborach do senatu na południu województwa? Znany jest już, choć na razie nieoficjalnie, kontrkandydat z PiS, a swojego kandydata zapowiadają również Bezpartyjni. Czy jako kandydat Paktu Senackiego ma jakieś obawy o wynik wyborów? Czy kampania wyborcza toczyć się będzie wokół propagandowych działań PiS w połączeniu z emocjami i dyskredytowaniem przeciwnika – bez miejsca na merytoryczną i programową debatę?
Gościem programu „Nasza Lubuska Kampania Wyborcza” był senator Wadim Tyszkiewicz.
Tyszkiewicz, który jest kandydatem Paktu Senackiego na południu województwa lubuskiego, przekazał, że zebrał już wymaganą liczbę dwóch tysięcy podpisów, ale nie oznacza to, że kończy zbiórkę, a wręcz przeciwnie.
-Do tej pory zebrałem cztery tysiące. Dalej jednak wychodzę na ulicę i dalej zbieram podpisy, ale nie po to, żeby bić jakieś rekordy, ale po to, żeby spotkać się z ludźmi. Z szacunku do tych ludzi, ponieważ jeśli ja startuję w wyborach i ktoś ma mnie poprzeć, to trzeba z tymi ludźmi rozmawiać. Dlatego też jeżdżę od wioski do wioski, od miasta do miasta, spotykam się z ludźmi i już nawet po zarejestrowaniu komitetów dalej będę jeździł, dalej się spotykał. Jeżeli ktoś chce świadomie oddać głos to ma prawo wiedzieć na kogo i ja taką szansę daję – tłumaczył.
Były prezydent Nowej Soli mówił o tym, że zbieranie podpisów jest „świetnym sondażem wyborczym” i daje szansę bezpośredniego kontaktu z wyborcami, którzy mogą bliżej poznać kandydata.
-Jeżeli udało mi się zebrać jednego dnia 500 podpisów to nie jest to łatwa sprawa. Szczególnie jeśli robi się to w jakiś sposób tajemny. Bo niestety są kandydaci w naszym kraju, którzy zbierają podpisy po cichu, po kościołach, itd. Ja wychodzę na ulicę, zbieram podpisy, każdy ma prawo do mnie podejść i zapytać pytanie o to, co robiłem, co mam w planach w przyszłości robić. Zdarzają się też takie sytuacje, gdy ktoś przejeżdża i woła „a ty złodzieju”. Oczywiście pytam taką osobę o to, co rzekomo ukradłem, ale odpowiedzi brak – podkreślał Tyszkiewicz.
Jego zdaniem skrajnie nieetycznym jest zachowanie przedstawicieli partii rządzącej, którzy zbierają podpisy poparcia, np. do senatu, gdy nie jest jeszcze znany kandydat, który w tych wyborach ma wystartować.
-Tam jest adres, tam jest pesel, tam jest podpis. Więc jeżeli ktoś nie jest oficjalnie potwierdzony, nie jest oficjalnym kandydatem i zbiera podpisy to dla mnie jest to co najmniej nieetyczne. Mam nadzieję, że po tych wyborach zostanie to uregulowane prawnie. Jeżeli komitet wyborczy nie potwierdza, że to jest ich kandydat, a on zbiera podpisy to równie dobrze każdy mógłby wyjść na ulicę i zacząć zbierać podpisy – przykładowy Iksiński lub, co gorsza, jakiś przestępca, który chce wyłudzać kredyty – nie krył wzburzenia Tyszkiewicz.
Cała rozmowa: