Prezydent Kubicki awanturuje się w urzędzie marszałkowskim (RAPORT Z BADAŃ WODY W PRZYLEPIE)

Fot. Łukasz Wawer/LCI
Przekroczenia sięgające tysięcy procent – to efekty niezależnych badań próbek wody z okolic Przylepu, zleconych przez urząd marszałkowski. – Nie odważę się skomentować tych wyników, które przeczytałam na 140 stronach. One są powalające – komentowała podczas konferencji prasowej marszałek Elżbieta Anna Polak. Z kolei Józef Czechowski z firmy PROTE, która przeprowadziła badania podkreślał, że to jeszcze nie koniec. – Prowadzimy drugą część testów, na ekotoksyczność. Będziemy badać wpływ tych związków, które tam się dostały, na zdrowie i życie organizmów. Wtedy będziemy mogli jednoznacznie powiedzieć, jaki wpływ na zdrowie i życie mają te związki, te chemikalia, które się przedostały wraz z wodami – komentował.

Krótko po pożarze w Przylepie wiele instytucji pobrało lub zleciło pobranie próbek do badań. W związku z chaosem informacyjnym po stronie służb wojewody i władza miasta, działania podjął też samorząd województwa. Efekty tych działań, polegających na przeprowadzeniu szeroko zakrojonych i niezależnych badań, zaprezentowano podczas konferencji prasowej w urzędzie marszałkowskim.

– Trochę czekaliśmy, dziękuję państwu za cierpliwość – mówiła na wstępie marszałek Anna Elżbieta Polak. – Nie wykonywaliśmy badań tak szybko, jak Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska, ale badania w końcu są, na 140 stronach – wyjaśniała.

Marszałek Elżbieta Anna Polak i zielonogórski radny PO Dariusz Legutowski / Fot. Łukasz Wawer, LCI

Badania wykonało niezależne laboratorium PROTE Technologie dla Środowiska, które reprezentował obecny on-line Józef Czechowski, dyrektor ds. badań i rekultywacji środowiska. Ich koszt to 150 tys. zł.

Niestety, zabrakło łączenia z Krzysztofem Tyrałą, biegłym ekspertem Polskiej Izby Ekologicznej, który przygotował ocenę zagrożenia. Marszałek Polak przytoczyła kilka fragmentów z opracowania. – Pożar spowodował w chwili trwania i obecnie oddziaływanie na zdrowie i życie ludzi, powietrze, powierzchnię ziemi, gleby i wody podziemne. Dym w wyniku pożaru zawierał bezsprzecznie substancje toksyczne, substancje chemiczne, co stanowiło zagrożenie dla uczestników gaszenia pożaru. Dodatkowo należy stwierdzić, że w dymie oprócz substancji toksycznych znalazły się włókna azbestowe w wyniku całkowitego zniszczenia konstrukcji dachu azbestowego hali magazynowej z płyt azbestowo-cementowych – cytowała.

Szefowa lubuskiego samorządu podkreślała, że pomimo braku możliwości dokładnego zbadania hal, aż 30 substancji było znanych i były to substancje wyjątkowo niebezpieczne.

– Wojewoda lubuski informował mieszkańców na konferencjach prasowych: „Nie było ani jednego momentu, kiedy zdrowie i życie mieszkańców, którzy są w pobliżu zdarzenia, było zagrożone”. Nie wierzyliśmy tym słowom, dlatego zleciliśmy badania – mówiła Elżbieta Anna Polak.

 – Każdy rozsądny człowiek, logicznie myślący, nie wierzył tym słowom – dodała. – Dzisiaj mamy potwierdzenie, że mieliśmy rację. Pan Krzysztof Tyrała, który jest biegłym z listy Ministra Ochrony Środowiska, był też dostępny dla pani minister Moskwy. Nie skorzystała ona z opinii ekspertów, ale za to w Sejmie krzyczała do posłów, że marszałek Polak szuka jakiejś chmury. Nasz biegły wyraźnie w ocenie pisze: „Emisja zanieczyszczeń gazowych i pyłów wydzielanych podczas pożaru to są substancje toksyczne, a dym stanowił potencjalne zagrożenie dla mieszkańców w obszarze jego oddziaływania. W trakcie pożaru zmagazynowanych w tak dużej ilości odpadów niebezpiecznych substancje chemiczne zostały uwolnione do powietrza, wód płynących, gruntu i wód podziemnych” – mówiła marszałek Polak. – Nie odważę się skomentować tych wyników badań, które przeczytałam na 140 stronach – one są powalające, tak wysokie są przekroczenia wszelkich norm – oświadczyła.

Pogorzelisko po pożarze toksycznych chemikaliów w Przylepie. fot. Łukasz Wawer LCI

Mówimy o środowisku zupełnie niesprzyjającym życiu

Następnie głos zabrał dyrektor Czechowski, który opowiedział o próbkach wody pobranych z okolicy pogorzeliska w Przylepie.

Trudno jednoznacznie wskazać, czy to były wody powierzchniowe, czy jednak ścieki. Stan tych wód jest skomplikowany – zaznaczył na wstępie. – Wykazują one bardzo duże zanieczyszczenia. To są wyniki na 2 sierpnia – wyjaśnił.

– Ustaliliśmy cztery punkty, z których warto byłoby pobrać próbki, ponieważ one by dość reprezentatywnie pokazywały, co tam się wydarzyło. – Jedna próba była ze stawu wschodniego dawnych zbiorników retencyjnych. Tam masowo zaczęły ginąć ryby. Drugą próbę pobrano z kolektora zasilającego stawy. Trzecia i czwarta to próby, które wytypowano w miejscach przed pierwszą tamą przy przepuście – wyliczał.

– Zakres badań był bardzo szeroki, ponieważ do końca nie wiedzieliśmy, jakiego rodzaju substancje mogły się uwolnić do środowiska. Mogę powiedzieć, że w powietrzu zarówno w rejonie stawów, jak i w rejonie cieku wodnego Gęśnik można było wyczuć charakterystyczny chemiczny zapach, taki, który drażnił, jak zapach topionego plastiku – opowiadał dyrektor Czechowski.

– Pierwszym zaskoczeniem dla nas były pomiary polowe, które robiliśmy. Tu głównie chodzi o kwestie poziomu pH. Woda opadowa, woda pogaśnicza wymieszana z substancjami chemicznymi, które spływały z hali, miała pH na poziomie 3,3, więc mówimy o środowisku bardzo kwaśnym, zupełnie niesprzyjającym życiu i to jakby już dawało pierwsze wyobrażenie o tym, co do tego cieku wodnego Gęśnik się przedostawało – mówił.

Czechowski podkreślał, że zebrano też dane ze stacji pogodowej z rejonu lotniska w Przylepie, by określić, jaki wpływ na rozprzestrzenianie się toksyn miały padające po pożarze deszcze.

– Po tym, jak odbyliśmy wizję lokalną, padały deszcze. Były to dość intensywne opady i z pewnością rozcieńczały wody, które płynęły albo znajdowały się w zastoiskach w rejonie Doliny Bobrów – wyjaśniał dyrektor Czechowski.

Odniósł się też do tam usypanych w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się skażenia. – Tama miała bardziej charakter medialny, ponieważ związki, które były rozpuszczone w wodzie, przechodziły przez nią w jakiś sposób, natomiast ona nie powstrzymała spływu rozpuszczonych w wodzie zanieczyszczeń. Jednocześnie słomę na takiej tamie należałoby bardzo regularnie i często wymieniać, żeby można było mówić o tym, że jest ona skutecznym środkiem zabezpieczającym. Zresztą badania wykazały, że na terenie Doliny Bobrów znajdują się też zanieczyszczenia, które pochodzą bezpośrednio z rejonu pogorzeliska – mówił.

Przekroczenia sięgające tysięcy procent

W końcu przedstawiciel firmy PROTE odniósł się do samych wyników badań.- Nasze laboratorium badało około 500 różnych parametrów, więc badania trwały dość długo, a że musiały być akredytowane, to należało wykonywać je według specyficznych, z góry ustalonych przepisów – wyjaśniał podkreślając, że część wyników może być niedoskonała, bo wymuszone podniesienie norm mogło powodować brak wykrycia niektórych związków.

– Odnosząc się bezpośrednio do wyników: dla próbki pobranej z kolektora mamy przekroczenia kadmu – 62,4 x 10 do potęgi trzeciej procent, dla niklu jest 57 x 10 do potęgi trzeciej procent. Dla ołowiu – 2600, dla rtęci – 3700 chloroformu – 204 proc., tetrachloroetenu – 2220 proc., dla benzo(a)pirenu to jest na poziomie 9000 procent – wymieniał dyrektor Czechowski. – Proszę pamiętać, że rozporządzenia mówią, że o ile są jakieś dopuszczalne ilości większości z tych przeze mnie przytoczonych parametrów, o tyle na przykład w przypadku pestycydów takich związków w ogóle nie powinno być w wodzie – komentował. – Dla próbek pobranych w cieku Gęśnik widać, jak bardzo zbliżone do siebie oba wyniki, czyli to, co jest przed tamą, praktycznie pokrywa się z tym, co jest za tamą – dodał.

I wyliczał dalej. – Fenol w postaci indeksu fenolowego to jest 3 x 10 do potęgi piątej. To jest bardzo niebezpieczna substancja, która dość dobrze rozpuszcza się w wodzie. Kadm – 1870 proc., nikiel – 3000 proc., miedź – 1900 proc., chrom – 9300 proc,. Próbki pobrane ze stawu – tutaj mamy przekroczenia indeksu fenolowego, czyli w wodzie znajduje się fenol oraz pestycydy – mówimy o poziomie 8500 proc. Za tamą na gęśniku dalej mamy toluen, indeks fenolowy i pestycydy chloroorganiczne. Markerem, który potwierdza nam, że wody, które przedostały się do Gęśnika i do stawów to wody pogaśnicze, jest obecność związków, które stosuje się jako dodatki do środków gaśniczych.

– Wspomnę jeszcze, że nasze badania nie są kompletne. Prowadzimy drugą część testów, które niestety wymagają zdecydowanie więcej czasu – dodał dyrektor Czechowski. – Są to testy na ekotoksyczność. Będziemy badać wpływ tych związków, które tam się dostały, na zdrowie i życie organizmów. Wtedy będziemy mogli jednoznacznie powiedzieć, jaki wpływ na zdrowie i życie mają te związki, te chemikalia, które się przedostały wraz z wodami – skwitował.

Województwo wspiera strażaków i zwykłych mieszkańców

Po przedstawieniu wyników badań głos ponownie zabrała marszałek Polak. – Chciałabym przypomnieć, co mówił o zagrożeniu dla zdrowia i życia mieszkańców pan wiceminister Jacek Ozdoba: „marszałek Elżbieta Polak kpi i dezinformuje społeczeństwo”. Panie Ministrze Ozdoba, czy to jest dezinformacja? Należało zrobić takie badania –  macie laboratoria, macie pieniądze. Powinniście dawno wykonać taką analizę, takie badania i oceny oddziaływania i zatroszczyć się o mieszkańców – komentowała

Marszałek Elżbieta Anna Polak / Fot. Łukasz Wawer, LCI

I ponownie zacytowała Krzysztofa Tyrałę: „Należy wytypować grupy osób, które były bezpośrednio narażone na pożar – zwłaszcza strażaków policję, osoby postronne, wszystkich pracowników zakładów, którzy pracują w obszarze pożaru. Należy wytypować potencjalny obszar zanieczyszczenia powierzchni ziemi, przeprowadzić niezwłocznie inwentaryzację wszystkich wód podziemnych, studni prywatnych i kierunku spływu wód podziemnych. Należy wytypować obszar badań i realizować na bieżąco wszystkie badania, wdrożyć profilaktyczne, długofalowe badania okresowe przez specjalistów – lekarzy toksykologów”.

Marszałek Polak przypomniała też, że badania to nie jedyny sposób, w jaki samorząd województwa zaangażował się w niwelowanie skutków pożaru w Przylepie.

– W poniedziałek na sesji sejmiku przekazaliśmy gminom, a za pośrednictwem gmin, Ochotniczym Strażom Pożarnym, 750 tys. zł na odnowienie sprzętu i mundurów, które zostały zniszczone w tym pożarze – mówiła.

– Zarząd Województwa wykonuje również badania dla strażaków i mieszkańców w Centrum Pulmonologii w Torzymiu. Są wykonywane też rejestry wszystkich osób, które się zgłaszają w celu monitorowania ich stanu zdrowia w długim okresie. Zwołałam również zespół ekspertów z udziałem toksykologów do przygotowania programu profilaktycznego i ten program profilaktyczny sfinansujemy w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego – podkreślała marszałek Polak.

– Niestety prezydent miasta Zielonej Góry odmówił przyjęcia środków w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnej dla obszaru zielonogórsko-nowosolskiego. Przeznaczyliśmy na usuwanie odpadów 17 milionów euro. – Chcę też przypomnieć, że w poprzedniej perspektywie prezydent miasta, który postanowieniem Naczelnego Sądu Administracyjnego miał obowiązek utylizować, usunąć odpady, dysponował kwotą 11 milionów euro w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego, z czego nie skorzystał – dodała marszałek Polak.

Prezydent Janusz Kubicki w urzędzie marszałkowskim. Fot. Łukasz Wawer/LCI

Budżet miasta to 1,2 mld zł ale na Przylep zabrakło

Dariusz Legutowski, radny Rady Miasta Zielona Góra, również obecny na konferencji, zaznaczał, że wraz z kolegami z opozycji od wielu lat dopytywał prezydenta Janusza Kubickiego o składowisko odpadów niebezpiecznych. – Przez ostatnie 3 lata dopytywałem, jakie kwoty w budżecie zostały zabezpieczone na ten cel oraz ile na ten cel zostało już wydanych środków. Odpowiedzi były takie, że np. w 2019 r. przeznaczono zero złotych. Na parking wielopoziomowy czy kąpielisko w Ochli za 100 mln zł były środki, a zabrakło 20 mln zł do przetargu na likwidację toksycznych odpadów – mówił radny przypominając jednocześnie, że Kubicki od trzech lat nie otrzymywał od PO wotum zaufania m.in. ze względu na gospodarowanie miejskimi pieniędzmi. – Budżet miasta to 1,2 mld zł, a brakowało w nim środków na likwidację toksycznych odpadów – komentował Legutowski.

Zgodnie z wyrokiem Naczelnego Sądu Administracyjnego z 2020 roku, miasto miało obowiązek niezwłocznie usunąć odpady z terenu hali. Przeprowadzono łącznie pięć przetargów, koszty ostatniego wynosiły 30,9 mln zł i znacznie przewyższały kwotę, jaką miasto miało na ten cel w budżecie. Nie wykonano nawet częściowej likwidacji odpadów w ramach posiadanych 10 mln zł. Brakujące 20 mln zł zawsze można było znaleźć w tak dużym budżecie miasta. Czujemy się oszukani – mówił radny.

Krzysztof Kaliszuk / Fot. Łukasz Wawer, LCI

Konferencję prasową próbował zakłócić wiceprezydent Zielonej Góry Krzysztof Kaliszuk, który nie mogąc przebić się ze swoimi argumentami stwierdził – ku zdziwieniu obecnych – że zorganizuje własną konferencję w sali prasowej urzędu marszałkowskiego. Ostatecznie całość odbyła się na korytarzu przez salą kolumnową. Na konferencję pofatygował się osobiście Janusz Kubicki, który przyniósł gaśnicę. Twierdził, że po przebadaniu składu jej zawartości też okaże się, że znajdują się tam związki chemiczne. To według niego miało podważyć badania zlecone przez urząd marszałkowski.

Ta umowa jest absolutnie niezgodna z prawem

Prezydent Zielonej Góry wymachiwał też jednostronicową i bardzo lakoniczną umową, wedle której województwo miało przekazać miastu 17 mln euro na likwidację pogorzeliska w Przylepie.

Z tym samym dokumentem odwiedził następnego dnia marszałek Elżbietę Polak.

Małgorzata Mizera-Wołowicz, wicedyrektorka Departamentu Instytucji Zarządzającej wyjaśniła, że powyższa kwota była do wzięcia w ramach Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych. – Zwróciliśmy się z zapytaniem, czy planowane jest pozyskanie środków na usuwanie skutków pożaru. Jako instytucja zarządzająca moglibyśmy jakoś przyspieszyć proces aplikowania o środki. Informacja z biura ZIT była taka, że środki zostały zapewnione przez rząd i ZIT nie zamierza ubiegać się o zapewnione środki – tłumaczyła.

– Umowy na realizację zadań w ramach programu funduszy europejskich przygotowuje instytucja zarządzająca. Nie beneficjent – tłumaczyła Kubickiemu marszałek Polak. – Zgodnie z procedurami to są nasze kompetencje i myślę, że pan prezydent o tym wie, a wczoraj urządził happening i nic poza tym – komentowała. – Należy złożyć wniosek, aplikować a następnie zarząd podejmuje decyzję, a departament przygotowuje umowę. Te warunki nie zostały spełnione – mówiła.

Czwartkowe spotkanie w urzędzie marszałkowskim / Fot. Łukasz Wawer, LCI

– Przygotowaliśmy prostą umowę, tak, żeby Kowalski mógł zrozumieć – upierał się Kubicki domagając się podpisu marszałek Polak. – To będą te środki czy nie będą? – dopytywał i domagał się deklaracji ze strony władz województwa. Nie trafiały do niego argumenty, że przyniesiona przez niego umowa jest niezgodna z prawem i jakimikolwiek procedurami.

– Ta umowa jest absolutnie sprzeczna z prawem! – ocenił Adam Urbaniak, zielonogórski radny i prawnik. – Nie róbmy kabaretu z prawa. Możecie robić kabaret z siebie, ale nie z prawa. Bo ktoś po coś te ustawy napisał i wskazał, jakie mają być elementy umowy o dotację, której ta umowa w sposób oczywisty nie ma – komentował. – Jeśli pod tym się podpisał jakiś radca prawny, to gratuluję – ironizował.

Kubicki po rozpętaniu półgodzinnej awantury po prostu wyszedł z urzędu.

Pełny raport z badań przeprowadzonych przez firmę PROTE poniżej:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content