Nie widzieli, a uwierzyli (FELIETON)

Fot. Pixabay
Dla narodowych populistów i płaskoziemców faktem nie jest to, co się dzieje, ale to, w co ludzie mogą uwierzyć. Faktem nie jest to, co istnieje w rzeczywistości, ale to, co można uroić sobie w głowach. To dlatego nie oglądali „Zielonej granicy” Agnieszki Holland, ale uwierzyli, że to paszkiwil. To dlatego zamiast obejrzeć film, wyzywali od świń tych, którzy oglądali.

Zbiorowe urojenia stają się problemem wielu krajów, w których rządzą zwolennicy tychże urojeń. Zalicza się do nich Polska, w której osiem lat temu do władzy dorwali się twórcy i propagatorzy teorii spiskowej o zamachu smoleńskim. Przypomnijmy, że – zgodnie z ustaleniami eksperckich śledztw – chodzi o katastrofę komunikacyjną w ruchu lotniczym z 10 kwietnia 2010 r., spowodowaną warunkami atmosferycznymi, pośpiechem, niefrasobliwością i – prawdopodobnie – nieuprawnionymi naciskami na pilotów.

Ale narodowi populiści potrzebowali własnej martyrologii, by zawładnąć umysłami swych zwolenników i przejąć władzę. Wymyślili więc mit założycielski zamachu smoleńskiego i stworzyli instytucje państwa, rządzone za pomocą urojeń i aberracji, w których panują specyficzne definicje honoru i hańby. Honorem jest samo posiadanie munduru z nadania narodowych populistów, honorem jest udział w nadętych defiladach w stylu putinowskim. Ale hańbą nie jest przegapienie rosyjskiej rakiety nad Polską, czy białoruskiego śmigłowca nad granicą. Hańbą nie jest nieudolne odpalenie granatnika w komendzie policji przez jednego z najważniejszych mundurowych. Hańbą jest za to obejrzenie filmu, docenionego przez cały świat, w którym mundurowi nie są pokazani czołobitnie.

Kiedy Antoni Krauze zrealizował film „Smoleńsk” lansujący fałszywą teorię o zamachu smoleńskim, przeciwnicy narodowych populistów nie wołali „tylko świnie siedzą w kinie”. To nie ten poziom. Nikomu nie przychodziło do głowy, by publicznie ubliżać twórcom i zwolennikom filmu. Film powstał w warunkach politycznej koniunktury, po dojściu PiS do władzy. I chociaż mógł sprawiać wrażenie gniotu na polityczne zamówienie, to jednak autorzy filmu mieli prawo do wolnej twórczości, do posługiwania się fabularyzowaną fikcją. Na tym polega sztuka filmowa, by zmuszać do refleksji nad stanem świata, wywoływać dyskusję nad problemami, a nie na tym, by tworzyć toporne ocenzurowane gnioty, użyteczne dla władzy. Agnieszka Holland to rozumie, ale prezydent Duda, rzeczniczka Straży Granicznej i najwyżsi przedstawiciele państwa – nie rozumieją tego ni w ząb.

Dlaczego mówią, że „Zielona granica” to paszkwil, zamiast obejrzeć film i się o tym przekonać? Dlaczego MSWiA i Straż Graniczna tak się boją społecznego odbioru filmu, że chcieli zmusić właścicieli kin by wyświetlali propagandowe spoty rządowe przed każdym seansem? Dlaczego nie pozwalają ludziom myśleć i odbierać sztukę taką, jaka jest, tylko chcą im meblować głowy ordynarną propagandą? Dlaczego sami nie chcą wiedzieć więcej, doświadczając sztuki, tylko wolą wiedzieć mniej, zamykając się w okowach własnego myślenia? Myślenie wprawdzie bywa trudne, ale przecież nie boli!

W Ameryce bardzo popularni są zwolennicy teorii o płaskiej ziemi, spośród których licznie rekrutuje się elektorat Trumpa. Podczas konferencji płaskoziemców, pewna dziennikarka zapytała ich dlaczego nie zorganizowali wyprawy na krawędź ziemi, by ostatecznie dowieść swojej teorii. Przecież mogliby udowodnić, że po dojściu do ziemskiego klifu da się skoczyć w przestrzeń kosmiczną. Padła odpowiedź, że służby specjalne i CIA na to by nie pozwoliły, bo to najpilniej strzeżona tajemnica.

To ten sam sposób rozumowania, jaki prezentują narodowi populiści w Polsce. Do „prawdy smoleńskiej” trzeba wciąż dochodzić, ale nigdy nie można dojść. Bo ktoś ją ukrywa. Dojście do prawdy byłoby równoznaczne z ujawnieniem aberracji twórców tej teorii. „Zielonej granicy” nie można obejrzeć i ocenić, bo obejrzenie byłoby równoznaczne z przyjęciem groźnej tezy, że polscy pogranicznicy wcale nie są aniołami w mundurach. A także tezy, że polskim mundurowym zagrażają już nie tylko niewinni starcy, kobiety i dzieci, marznący w lasach, ale także sama Agnieszka Holland, obsypana międzynarodowymi nagrodami.

Zarówno dla płaskoziemców jak i narodowych populistów największym zagrożeniem jest zdrowy rozsądek i logiczne myślenie. Oni wiedzą, że kiedy ludzie oprą się na dowodach, kiedy będą sprawdzać i weryfikować ich przekazy, to oni przestaną rządzić umysłami swych wyznawców. Oni wiedzą, że dociekliwa nauka nigdy nie pogodzi się ze ślepą wiarą. Dlatego wolą – ramię w ramię z Kościołem – wmawiać ludziom, że „Błogosławieni są ci, którzy nie widzieli, a uwierzyli”.

Bo gdyby zobaczyli, to by przejrzeli na oczy.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content