Zakola i meandry. Głębia pustki (FELIETON)

Mężczyzna przy stoliku
Andrzej Flügel: Prezydent? Widać wyraźnie, że wkłada kij w szprychy i zamierza robić to do końca kadencji
Zaprzysiężenie rządu premiera Morawieckiego wyglądało niczym jakaś farsa, burleska albo fragment komedii pomyłek – pisze Andrzej Flügel w felietonie „Zakola i meandry”.

Pan Bogdan, podobnie jak wielu jego znajomych, z przyjemnością od pewnego czasu ogląda obrady Sejmu. Wcześniej nie było sensu tracić na to czasu. Brak dyskusji, przerywanie mówcom, wyłączanie mikrofonów, dawanie minuty na wypowiedź. Przepychanie kolanem wyłącznie korzystnych dla rządzących, często niedopracowanych ustaw. Arogancja prowadzących obrady i pilnowanie, żeby wszystko szło w kierunku wyznaczonym i zaplanowanym przez aktualnie trzymających władzę. Przerywnikami były ewentualnie, z góry skazane na niepowodzenie, próby odwołania ministrów, bo tylko wtedy można było posłuchać innych opinii o rządzących od tych obowiązujących. W sumie obrady Sejmu zaczęły powoli przypominać te z PRL, czyli spełnione były zewnętrzne wymogi demokracji, ale wewnątrz mieliśmy wielką, zionąca głębię pustki. Od przegranych przez prawicę wyborów jest lepiej, normalniej, a przez to ciekawiej. Sejm staje się miejscem dyskusji i zderzania poglądów. Odrzucono kagańce krepujące dotąd próbujących się wypowiedzieć, marszałek zachowuje się zupełnie inaczej od poprzedniczki, zamiast brutalnego przerywania mówcom jest ironia i cięta riposta. Tak więc wreszcie po ośmiu latach, zamiast natychmiastowego przełączania kanału, kiedy na ekranie pojawiają się obrady, pan Bogdan siada wygodnie i ogląda.

Na drugim biegunie są uroczystości z udziałem pana prezydenta. Pierwszy obywatel postanowił być dyrektorem teatru rozrywki, a stary-nowy premier, obok prezesa Jarosława, współreżyserem spektaklu. Wszyscy wiedzą, że prawica przegrała, nie ma większości i nawet gdyby stanęła na głowie, za dwa tygodnie po wygłoszeniu exposé premiera nie zyska aprobaty Sejmu i odejdzie.

Zaprzysiężenie rządu premiera Morawieckiego wyglądało niczym jakaś farsa, burleska albo fragment komedii pomyłek. Brakowało tylko, żeby któryś z nowych, dwutygodniowych ministrów po podpisaniu nominacji rymsnął jak długi i podnosił się z głupią miną albo skądś nadleciał tort i zapaskudził wdzianko premiera. Całość uzupełnił prezydent, strojąc swoje firmowe miny i bajdurząc o nowych wyzwaniach nowego rządu, gadając o radości z powodu licznej obecności kobiet i o wyzwaniach stojących przed nową ekipą, wiedząc, że za dwa tygodnie będzie musiał ich odwoływać.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content