Śrubokręt w roli głównej i nieznajomość regulaminu. A w tle mecze Stali i Falubazu (ROZMOWA)

Tor żużlowy
Sędzia Jerzy Najwer nie dopuścił do rozpoczęcia meczu Wilki Krosno - Falubaz Zielona Góra, zarządzając walkower na korzyść gości Fot. Cellfast Wilki Krosno/Facebook
O walkowerze w Krośnie i weryfikacji wyniku meczu Stali Gorzów rozmawiamy z Janem Krzystyniakiem, żużlowym ekspertem, byłym zawodnikiem Falubazu Zielona Góra, Unii Leszno i Stali Rzeszów.

Sędzia Jerzy Najwer nie dopuścił do meczu w Krośnie i zarządził walkower na korzyść Falubazu. Decyzja odważna, ale czy słuszna?

Dwa dni po tym zatrzymał mnie kibic [Jan Krzystyniak mieszka w Lesznie – red.] i stwierdził, że muszę się cieszyć z dwóch punktów drużyny zielonogórskiej. Odpowiedziałem, że obserwuję Falubaz i ogromnie cieszę się z jego zwycięstw, ale w niedzielę troszeczkę inaczej patrzyłem na to wydarzenie. Nie pod kątem kibica, a raczej pod kątem regulaminu, który według mojej oceny został złamany. Przed każdym meczem jest powoływany sztab ludzi – komisarzy, sędziów. Nad przygotowaniem toru czuwa komisarz toru i on powinien nadzorować prace, nawet dzień prędzej. Niektórzy komisarze przyjeżdżają już w piątek przed niedzielnym pojedynkiem. Mówi się, że to są najwięksi eksperci, jeżeli chodzi o przygotowanie toru, a przynajmniej tak powinno być. Ale czy tak jest? Tutaj można mieć ogromne wątpliwości… No i ci panowie nie spełnili swoich ról. Komisarz toru ma możliwość nie dopuścić do zawodów wcześnie rano, aby drużyna przyjezdna nie poniosła kosztów. Wydaje mi się, że ci panowie dobrze wiedzieli, że zawody się nie odbędą, a mimo wszystko doprowadzili do sytuacji, że Falubaz w komplecie stawił się na stadionie w Krośnie. Z Zielonej Góry to jest ponad 600 kilometrów… Ale ci panowie doprowadzili do tej sytuacji tylko po to, żeby usprawiedliwić siebie i pokazać, że robią wszystko, żeby mecz się odbył.

Mnie najbardziej podobało się wbijanie śrubokrętów w nawierzchnię…

Przed meczem coraz częściej zdarzają się absurdalne rzeczy, kiedy to główną rolę odgrywa właśnie śrubokręt. Śrubokręt decyduje o tym, czy tor nadaje się do jazdy, czy nie. Dalej będę już mówił złośliwie, że to też jest uzależnione od grubości śrubokręta… Każdy, kto bada ten tor, robi to innym śrubokrętem, o innej średnicy, to też są inne głębokości. Poważne osoby funkcyjne posuwają się do tak absurdalnych sytuacji, badając tor. Wiemy, że przed każdym spotkaniem ligowym jest próba toru, którą wykonują zawodnicy gości i gospodarzy. I do takiej próby przed meczem w Krośnie nie dopuszczono. Uważam, że jeżeli niektórzy zawodnicy też mieli obiekcje do toru, to sędzia powinien doprowadzić do próby toru. To są eksperci, ludzie, którzy powinni najlepiej znać się na torze – nawet nie trzeba dłubać tym śrubokrętem, ale wystarczy spojrzeć gołym okiem, by wydać opinię, czy tor nadaje się do jazdy, czy nie. Według mojej oceny nadawał się przynajmniej na próbę toru i na dopuszczenie do zawodów. Jeżeli zmieniałby się z biegu na bieg, można odjechać tyle biegów, by zaliczyć wynik meczu. A jeżeli warunki zmieniłyby się po II, III, IV biegu tak mocno, że stanowiłoby to niebezpieczeństwo dla zawodników, to wtedy można przerwać i ukarać klub finansowo. Kluby przez dwa lata męczyły się z pandemią, teraz męczą się z wojną, inflacją, a tu jeszcze panowie w garniturach próbują je dobijać karami finansowymi.

Jak to wyglądało w czasach, kiedy pan ścigał się na żużlu?

Za wszystko odpowiadała jedna osoba na stadionie – sędzia. Przed meczem oceniał warunki torowe i zawsze dopuszczał do próby toru. Sam, startując w barwach Unii, wyjeżdżałem pewnie kilkadziesiąt razy na próbę toru. Gospodarze wiedzieli, w jakich warunkach Leszno czuje się najsłabiej, na jakim torze nie lubi jeździć – i taki tor szykowano pod kątem tego pojedynku. Najczęściej wyjeżdżałem na próbę toru i miałem ogromne problemy z pokonywaniem łuków. No i odprawa przedmeczowa, sędzia przychodzi i krótko stwierdza: „Janek Krzystyniak nam pokazał, jak mamy dzisiaj nie jeździć na tym torze. Panowie, proszę szykować się do I biegu”. Ja się śmiałem, bo akurat miałem to szczęście, że nauczyłem się jeździć w każdych warunkach dzięki dobrej szkole Falubazu, prowadzonej przez trenera Stasia Sochackiego. I nawet po tych nieudanych próbach torów już w meczu udawało mi się robić bardzo dużo punktów.

Po wydarzeniach w Krośnie krytyka spadła także na Falubaz. Słusznie?

Ja za to zdarzenie nie winię żadnego z klubów. Za tę sytuację odpowiadają panowie w garniturach, którzy narobili tego bałaganu. Pewnie nie znają do końca tego obszernego regulaminu… Podstawa, numer jeden – to przed meczem dopuścić do próby toru. Na podstawie zachowania zawodnika na torze można ocenić, czy tor nadaje się do jazdy, czy nie.

A co pan powie o sytuacji z meczu Unia – Stal w Lesznie? Okazało się, że sędzia Artur Kuśmierz nie zna regulaminu. Po perturbacjach w XV wyścigu ustalił nieprawidłową kolejność zawodników. Skutek był taki, że pojedynek zakończył się remisem 45:45, a powinna wygrać Unia 46:44 – i tak właśnie wynik zweryfikowała Ekstraliga Żużlowa po konsultacjach z Główną Komisją Sportu Żużlowego. Tylko dlaczego na decyzję w tej sprawie musieliśmy czekać prawie miesiąc?!

Sędzia, którego obudzilibyśmy w środku nocy, w ułamku sekundy powinien podjąć prawidłową decyzję. W regulaminie jasno jest napisane: w momencie zdarzenia na czwartym okrążeniu bieg jest zaliczany tak, jak to było właśnie w momencie zdarzenia. Było zdarzenie, upadek na torze – na prowadzeniu był wtedy Janusz Kołodziej, drugi jechał Bartek Zmarzlik i tu nie było najmniejszej dyskusji, bieg powinien być w takiej kolejności zaliczony, plus Szymon Woźniak, któremu sędzia powinien zaliczyć jeden punkt. Taka decyzja powinna być podjęta parę sekund po zdarzeniu na torze.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content