Żaba gotowana na twardo (FELIETON)

Fot. Pixabay
Gdyby żaba wpadła do wrzątku, od razu by wyskoczyła. Ale żaba, która najpierw siedzi w letniej wodzie, potem ciepłej, a potem gorącej – nic nie czuje. Nawet wrzątku. Z polską gospodarką działo się źle, potem gorzej, a dzisiaj jest już dramat. Ale nic nie czujemy. Siedzimy we wrzątku, głowy wystają ponad lustro wody i oglądamy jak rządzący populiści – zamiast sięgać po unijne pieniądze na ratowanie gospodarki – maszerują w marszach papieskich i miesięcznicach smoleńskich.

Gdybyśmy w 2015 r. zobaczyli w jakim stanie będzie gospodarka po ośmiu latach rządów narodowych populistów, od razu byśmy wyskoczyli z tego wrzątku. Ale siła przyzwyczajenia czyni cuda i pozwala akceptować największe patologie. PiS wszystkie swoje deformy – od oświaty, przez sądownictwo, po media i podatki – powoli podgrzewał i rozciągał w czasie, robiąc dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, pod presją protestów. Protesty przeczekiwał, chował ustawy do zamrażarki, by wyjąć je później, kiedy oburzenie ucichnie.

Przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Spowodowało, że akceptujemy 18,5-procentową inflację, wynikającą z niefrasobliwości Glapińskiego i Kaczyńskiego. Sprawiło, że akceptujemy blokadę unijnych miliardów na odbudowę gospodarki po pandemii, z powodu naruszania przez Polskę praworządności. Ale przyzwyczajenie nie niweluje strat wynikających z patologii. I nie zwolni nas z odpowiedzialności za biedę po rządach populistów. Wszyscy za to zapłacimy.

Na razie strat nie odczuwamy bezpośrednio. Uspokajamy się, a nawet cieszymy, bo PIT niższy, drugi próg podatkowy wyższy, VAT zerowy. Na konta wpływają zwroty podatku, dodatkowe emerytury. Ale straty najpierw ponoszą przedsiębiorcy i samorządy, czyli pośrednicy, działający w przestrzeni pomiędzy polityką rządu a naszymi portfelami. Pracownicy firm jeszcze dostają pensje, mieszkańcy miast i gmin jeszcze dostają świadczenia. Ale ten system się sypie…

Przykład pierwszy. Oto w Gorzowie Wlkp. z placów budowy zeszli wykonawcy dwóch kluczowych inwestycji – budowy hali widowiskowo-sportowej przy „Słowiance” oraz przebudowy drogi krajowej nr 22. Powód? Drożyzna tak galopuje, że od chwili kiedy rozstrzygnie się przetarg, do chwili kiedy ruszą koparki, inwestycja przestaje się opłacać. Firmy żądają renegocjacji kontraktów i większych pieniędzy. Wyjścia są dwa: albo podatnicy dosypią im pieniędzy, kosztem jeszcze wyższej inflacji, albo szybko przyzwyczaimy się do rozkopanych i niewykończonych dróg, rozgrzebanych i zarastających chwastami placów budów, przerwanych w połowie inwestycji…

Przykład drugi. Oto burmistrz Wschowy Konrad Antkowiak wyliczył, że co miesiąc jego gminie ubywa pół miliona złotych, tylko z powodu nieodebranego przez mieszkańców węgla. Już zapomnieliśmy, jak jesienią ub. roku rząd zmusił samorządy, by zajęły się dystrybucją węgla. Jarosław Kaczyński rzucił hasło, że Polska musi być ogrzana, a ponieważ nie miał zaufania do wolnego rynku, dlatego miały to robić gminy. – Dziś w składach zalegają mi setki ton węgla, którego mieszkańcy nie chcą odbierać z uwagi na jego jakość, a my jako gmina nic nie możemy z tym zrobić – mówi Antkowiak. Im więcej gmina traci na trefnym rządowym węglu, tym mniej będzie mogła wydać na gospodarkę komunalną, oświatę, wodociągi, gospodarkę odpadami… Stracą więc wszyscy. Ale cóż, przecież można się przyzwyczaić.

Nie brakuje naiwnych, którzy będą mówić, że jest dobrze. Oto wicestarosta strzelecko-drezdenecki Paweł Antczak powiedział, że rząd Zjednoczonej Prawicy ma pieniądze na inwestycje, bo uszczelnił system podatkowy. To tak, jakby głównymi żywicielami państwa i fundatorami inwestycji publicznych byli skruszeni oszuści i złodzieje. Tylko nie wiadomo, czy to optymistyczna czy pesymistyczna wiadomość…

Jak mawiają pesymiści: światełka w tunelu nie widać, bo pociąg pędzi na ścianę. Jak ocenili eksperci Fundacji Batorego (w ramach Indeksu Samorządności), postępująca w Polsce centralizacja – realizowana jest metodą małych, zakamuflowanych kroczków. Małymi plasterkami obcinane są kompetencje samorządów, ewolucyjnie dodawane są zadania, bez pieniędzy na ich sfinansowanie. Wszystko po to, by nikt się nie spostrzegł, kiedy ostatecznie o nas będą decydować bez nas.

A kiedy to się stanie, to nikogo nie będzie już obchodzić, czy jest nam wygodnie w tym wrzątku, czy narzekamy na rząd, czy go chwalimy i czy daliśmy się ugotować na miękko czy na twardo.

Poprzedni felieton:

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content