Michał Kurowicki spędził trzy miesiące przemierzając zachodnią Afrykę. Widział biedę, ale też niesamowitą gościnność. – Najbardziej zaskoczyło mnie, że jest tam bardzo bezpiecznie! – przyznaje. O tej niesamowitej wyprawie ze szczegółami opowiadał w studiu LCI.
Rzadko mamy okazję gościć w studiu LCI postać tak nietuzinkową jak Michał Kurowcki, dziennikarz i podróżnik, który wrócił niedawno z podróży po zachodniej Afryce. Na Czarnym Lądzie pokonał tysiące kilometrów – w dużej mierze korzystając ze zwykłego roweru, kupionego na lokalnym rynku.
Rower z charakterystyczną, doczepioną do niego plastikową skrzynką, powoli staje się jego znakiem rozpoznawczym, bowiem w podobny sposób przemierzał już Indie czy Brazylię.
– Jeżdżąc rowerem nauczyłem się spać przy drodze – komentuje.
Do Afryki nie leciał samolotem. Wybrał prom z Hiszpanii. – Do Maroka płynie się osiem godzin, jest bardzo fajnie, skaczą delfiny, w samej Afryce powitało mnie chyba z dwieście mew. To mnie zaskoczło. Już wiedziałem, że zaczyna się fajna wyprawa – opowiada.
– Muszę przeprosić Maroko, bo tej kraj chciałem jak najszybciej przejechać – śmieje się. – Dwa dni spędziłem w Marakeszu. Dużo turystów, tego chciałem uniknąć. Maroko przejechałem w tydzień. Są tam rewelacyjne pociągi. Chyba szybsze od naszych! I tanie – mówi. – Od Marakeszu jechałem autobusem – dodaje.
– Na granicy z Mauretanią trzeba było uważać, by nie wejść na minę – wyjaśnia i przestrzega, by trzymać się dróg.
– Sama Mauretania to mieszanka kultur. No i od razu widać, że jest tam trzy cztery razy biedniej. Zaczyna się Afryka – mówi.
– Biuro celników było zasypane śmieciami. Oni sami siedzieli na boso. Ale nie robili problemów. Chcieli tylko skasować 55 euro za wizę – wspomina.
Michał przyznaje, że jak najszybciej chciał dostać się do „Czarnej Afryki”. Jego planem było dotrzeć do Gambii, gdzie jechał na zaproszenie znajomego, którego poznał podczas pracy w Anglii. – Poznaliśmy się pracując w fabryce w Bristolu – wyjaśnia.


Gdy Michał w internecie relacjonował swoją wyprawę, największą furorę zrobił chyba liczący 2,5 kilometra pociąg towarowy jadący przez Saharę, do którego za darmo, ale i na własne ryzyko mogli wsiadać pasażerowie.
– Pociąg jechał z portu w Nawazibu do kopalni rudy żelaza, głęboko na pustyni – wyjaśnia. – To jest ok. 1000 km. Ja zrobiłem połowę tej trasy – mówi.
– Do pociągu trzeba wskoczyć jak najszybciej, bo maszynista nie widzi co się dzieje dwa kilometry za nim – wyjaśnia podróżnik. – Jest tam strasznie głośno. Burty mają tylko 1,5 metra. No i trzeba się dobrze zabezpieczyć przez piaskiem. Najlepsze byłyby okulary do pływania! – mówi.
– Sahara jest wbrew pozorom bardzo ciekawa. Widziałem wioskę zbudowaną z metalowych szyn pozostawionych przez budowniczych kolei – wspomina.
Pociąg zatrzymuje się tylko raz, w nocy, więc podczas dziesięciogodzinnej podróży Michał musiał czuwać na zmianę z dwoma poznanymi po drodze Mauretańczykami.


Tym sposobem podróżnik dotarł do miasta Atar, gdzie na lokalnym targu kupił używany rower. – To zawsze jest atrakcja. Tam było wokół mnie chyba z 50 osób – mówi. – Taki podróżnik na zwykłym rowerze, okurzony i opalony wzbudza dużo większe zaufanie – wyjaśnia.
Michał podkreśla, że Afryka zaskoczyła go dużym poczuciem bezpieczeństwa. – Nigdy nie czułem się zagrożony, nikt nie chciał mi zabrać czegokolwiek – opowiada.
– Trzy dni spałem na sawannie, trzy dni z ludźmi a raz w tygodniu brałem najtańszy hostel – wyjaśnia. – Ale śpiąc u afrykańskich rodzin trzeba być przygotowanym, że do późna będą wypytywać o podróż – śmieje się.
– Ze znalezieniem gościny nigdy nie było problemu – dodaje.


Michał podkreśla też, że bieda, jaką zobaczył jest nawet większa niż ta, którą znamy z telewizji. – Tam się naprawdę nie przelewa. To było smutne. Mój kolega, do którego przyjechał nie miał w domu żadnych mebli. Ubrania leżały złożona w kącie. Była jedna lodówka na pięć rodzin, ale i tak pusta. Ludzie zarabiają tam 50-60 euro, o ile mają pracę. Tam ciągle pytali mnie jak dostać się do Europy. Ich nic nie powstrzyma przed próbą wyrwania się stamtąd – opowiada.
Michał zapytany o plany przyznaje, że nie ma jeszcze nic konkretnego na myśli, ale chciałby „dokończyć” Afrykę. – To duży kontynenty. Chciałbym bardzo odwiedzić Liberię – wyznaje. – Myślę też o Kubie, bo to ostatni dzwonek by zobaczyć ją zanim się zmieni – dodaje.
Wyprawy Michał można śledzić na Facebooku, na fanpejdżu „Buenos dias Kurowicki”.