87 lat temu po lubuskich torach pociąg jeździł 160 km/godz. Nie wierzycie?

Latający Ślązak na trasie. Fot. polska-org.pl
15 maja 1936 po torach naszego regionu przemknął Latający Ślązak. „Przemknął” jest całkowicie uzasadnione, gdyż pociąg ten osiągał zawrotną jak na owe czasy (dzisiejsze w polskich warunkach też) prędkość 160 km. Przejeżdżał m.in. przez Gubin, Lubsko, Żagań. Kolejarze, nie wstyd wam?

Czas zawsze była na wagę złota i widać to było również w kolejnictwie, a Niemcom zależało na spięciu szybką koleją stolicy z najważniejszymi gospodarczo regionami. Już przed I wojną światową najszybsze ekspresy parowe kursowały na linii Berlin – Wrocław – Katowice. Linię tę nieustannie modyfikowano. W 1931 r. pomiędzy Wrocławiem Świebodzkim a Jaworzyną Śląską najszybszy pociąg miał średnią aż 93 km/h przy maksymalnej 120 km/h. Linia ta była już wtedy zelektryfikowana, podobnie jak cała trasa z Wrocławia do Jeleniej Góry oraz odgałęziające się od niej linie lokalne.

Fot. Wikipedia

Jedzie pociąg z daleka

To jednak było wciąż zbyt wolno. Zaczęto pracować nad koleją wielkich prędkości – oczywiście jak na tamte czasy. Prawdziwa rewolucja nastąpiła w kolejnictwie niemieckim w latach 1933-36. Na pierwszy ogień poszła trasa Berlin – Hamburg. Pociąg motorowy „Latający Hamburczyk” osiągał szybkość maksymalną 160 km/h, przy średniej prędkości handlowej 124 km/h.

W latach 1934-35 wprowadzono prędkość 120 km/h dla pospiesznych pociągów parowych – dotyczyło to także linii Wrocław – Brzeg – Opole (będącej fragmentem głównej magistrali Berlin – Frankfurt – Gubin – Lubsko – Żagań – Legnica – Wrocław – Opole – Kędzierzyn – Gliwice – Bytom). Jednak ukoronowaniem tych starań o przyspieszenie ruchu był wprowadzony 15 maja 1936 r. trzywagonowy ekspres motorowy o nazwie „Latający Ślązak” (Fliegender Schlesier). Pociąg wyjechał wówczas z berlińskiego Dworca Śląskiego o godzinie 20:06. Na dworzec w Bytomiu wjeżdżał o 0:31. Kursował z Berlina do Bytomia z prędkością maksymalną 160 km/h. Z powodu krzywizny torów w Lubsku, Brzegu i Oławie nie stawał.

Fot. polska-org.pl

Na nikogo nie czeka

„Latający Ślązak” należał wtedy do najszybszych pociągów na świecie. Z berlińskiej stacji ZOO do Bytomia „leciało się”… cztery godziny i 40 minut! Trasa prowadziła przez Fürstenwalde/Spree, Frankfurt nad Odrą, Guben, Lubsko, Jasień, Żagań, Wierzbową Śląską, Rokitki, Legnicę, Środę Śląską, Wrocław, Oławę, Brzeg, Opole, Kędzierzyn, Gliwice.

Mieszkańcy Środkowego Nadodrza niewiele z tego jednak mieli. Po opuszczeniu Berlina, pociąg zatrzymywał się jedynie we Wrocławiu, Opolu, Kędzierzynie-Koźlu i Gliwicach. Pociąg składał się z wagonów 2 i 3 klasy i skromnego bufetu. Ceny były w zasięgu portfela klasy średniej. Godziny odjazdu były dopasowane tak, by dotrzeć do stolicy Rzeszy rano w godzinach rozpoczynania pracy urzędów i powrócić na Śląsk tego samego dnia wieczorem.

Ostatni raz pociąg wyjechał na tory 21 sierpnia 1939. Później wszystkie wagony motorowe zostały zajęte przez armię. Czas przejazdu z Kędzierzyna czy Opola do Berlina do dziś nie został pobity. W 2019 opolski Impuls pobił jedynie rekord przejazdu na trasie z Opola do Wrocławia. Zrobił to w 36 minut, a Latający Ślązak przemierzał ten odcinek w 39 minut.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Praca w muzeum to frajda! (WIDEO)

Trudno wyobrazić sobie Muzeum Ziemi Lubuskiej bez osoby dyrektora Leszka Kani, który od 42 lat jest nieodłączną częścią tej instytucji, a od 2015 roku nią

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content