Wykluczenie komunikacyjne byłych PGR wciąż trwa (WIDEO)

Wykluczenie komunikacyjne to problem, z którym mieszkańcy byłych PGR zmagają się do dziś. To w dużej mierze efekt nieskutecznych rozwiązań systemowych. Chcemy stworzyć forum samorządowe by wspólnie stworzyć mechanizmy, które pozwolą precyzyjnie i efektywnie inwestować pieniądze – zapowiedział poseł Waldemar Sługocki.

Pod koniec marca w sali kolumnowej urzędu marszałkowskiego miała miejsce konferencja podczas której kompleksowo omówiono wszystkie problemy, jakie w ostatnich trzech dekadach spotkały tereny i mieszkańców byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych (pisaliśmy o tym TUTAJ). Dziś miała miejsce dalsza część dyskusji, poświęcona stricte wykluczeniu komunikacyjnemu.

Spotkanie ponownie odbyło się z inicjatywy posła Waldemara Sługockiego, przewodniczącego Parlamentarnego Zespołu ds. byłych Państwowych Gospodarstw Rolnych. Na wstępie nie zabrakło uderzenia się w pierś: – Ta sytuacja jest porażką nas wszystkich. Zwłaszcza osób publicznych, bo po 30 latach od transformacji ustrojowej ten problem nie został rozwiązany – mówił. – Choć, jak wsłuchamy się w głosy decydentów, przyjrzymy się cyfrom i realizowanym programom, to wydaje się, że w miejsca gdzie funkcjonowały PGR, trafiły dziesiątki milionów złotych. A tak naprawdę te problemy są wciąż aktualne, a jednym z nich jest wykluczenie komunikacyjne – komentował Sługocki.

Poseł Waldemar Sługocki.

Szef parlamentarnego zespołu podkreślał, że pieniądze faktycznie trafiają do gmin, gdzie funkcjonowały PGR, ale nie dotykają ludzi, którzy faktycznie tej pomocy potrzebują. Zaproponował więc inicjatywę oddolną, która byłaby odpowiedzą dla nieskutecznych rozwiązań systemowych.

– Chcemy na Ziemi Lubuskiej – wyszedłem dziś z taką inicjatywą – stworzyć forum samorządowe gmin popegeerowskich, by wspólnie zastanowić się i stworzyć mechanizmy, które pozwolą precyzyjnie i efektywnie inwestować pieniądze w rozwiązywanie tego problemu – wyjaśniał.

18 proc. unijnej kasy na małe miejscowości

Marcin Jabłoński, członek zarządu województwa lubuskiego podkreślał z kolei, że transport w województwie to system naczyń połączonych a organizowanie go, to bardzo skomplikowany proces. O ile samorząd jest jednym z najważniejszych podmiotów (same przewozy kolejowe to wydatek rzędu 120 mln zł), to są też inne, wymagające uwzględnienia. – Chociażby instytucje rządowe, skąd pochodzi część pieniędzy na różnego rodzaju dopłaty do przewozów autobusowych. Te z kolei są kluczowe by budować „ostatnią milę” do małych miejscowości, bo jak wiadomo dworce kolejowe są w tych nieco większych – wyjaśniał podkreślając, że na rozbudowę połączeń autobusowych w budżecie województwa zabezpieczono aż 50 mln zł.

Marcin Jabłoński, członek zarządu województwa lubuskiego

– Jeśli pojawiają się jakieś kłopoty, to nie wynikają z lekceważenia problemu. Bardzo skomplikowana materia powoduje, że nie ma czasami prostych rozwiązań, zwłaszcza, że zapóźnienia datują się na wiele lat wstecz – tłumaczył Jabłoński, zapowiadając jednocześnie, że w budżecie unijnym dla Lubuskiego, wynoszącym 915 mln euro, około 18 proc. środków trafi do mniejszych miejscowości. – Ogromna część z nich to tereny popegeerowskie – skwitował.

Przy układaniu rozkładu jesteśmy na trzecim miejscu

Jak trudne potrafi być układanie rozkładu jazdy, na przykładzie linii kolejowej z Rzepina do Zbąszynka wyjaśniał Sławomir Kotylak, dyrektor Departamentu Infrastruktury i Komunikacji Urzędu Marszałkowskiego. – To linia o charakterze międzynarodowym, co nie ułatwia nam życia. Układając rozkład jazdy, samorząd województwa jest trzeci w kolejności. W pierwszej kolejności dostęp do tej linii uzyskują pociągi międzynarodowe. Potem planuje się połączenia krajowe. Dopiero potem dostęp do torów otrzymują organizatorzy regionalni. To powoduje problemy z takim dopasowaniem rozkładu, który uwzględniałby potrzeby małych miejscowości – mówił.

– Chciałbym zwrócić uwagę na problematykę naszego położenia, bo w przypadku województwa lubuskiego jest jeszcze jeden element, nieopisany ustawowo, mianowicie połączenia transgraniczne. Są one też elementem rozwiązywania problemów gmin i miejscowości popegeerowskich, dlatego, że w dużej mierze rozrzut dawnych PGR miało miejsce wzdłuż pasa przygranicznego – tłumaczył.

Gościem konferencji ponownie był Krzysztof Kaźmierczyk, prezes Związku Byłych pracowników PGR w Województwie Lubuskim. – Pierwsze rozdanie środków unijnych wyglądało tak, że burmistrzowie remontowali sobie ratusze, ale w przysiółkach oddalonych od centrum gminy nie robiono nic – komentował. – Inna sprawa, że gminy nawet między sobą nie potrafią się dogadać. Jedna wyremontuje swój odcinek drogi, inna już nie. Podobnie jest z transportem – mówił.

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content