Prezes i jego niemiecka anihilacja (FELIETON)

Kaczyński uczynił z Niemców dyżurnych potworów, którymi można Polaków straszyć, tak jak niedawno straszył islamskimi uchodźcami. Problem w tym, że mataczy, posługując się historycznymi kłamstwami, które trzeba prostować. Bo jak ktoś nie sprawdzi w podręcznikach, to jeszcze gotów w to uwierzyć.

Antyniemiecka retoryka PiS i demonizowanie Niemców przez Kaczyńskiego, przybrały na sile po jego klęsce wyborczej. Wprawił w zakłopotanie wszystkich, którzy usłyszeli z jego ust, że nasi sąsiedzi chcą „anihilacji Polski” przy użyciu europejskich traktatów. W zakłopotanie musieli popaść przede wszystkim niczego nieświadomi Hansowie i Helgi z Frankfurtu, Guben czy Forst, którzy regularnie odwiedzają Lidle, Biedronki i Orleny w Gubinie, Słubicach czy Krośnie Odrz. A ich zakłopotanie sięgnęłoby zenitu, gdyby pewnego dnia po przejechaniu granicznych mostów zobaczyli, że za Odrą i Nysą nie ma niczego, tylko jakieś pustkowia po anihilacji wymyślonej przez Kaczyńskiego. I jeszcze dowiedzieliby się, że to ich sprawka. Szok.

Takie urojenia wystarczy przemilczeć albo obśmiać. Ale pisowski folklor antyniemiecki stał się ostatnio bardziej dosadny i precyzyjny. I od razu zrobiło się mniej śmiesznie. Oto w Krakowie Kaczyński powiedział (a media pisowskie powtórzyły bezkrytycznie), że cyt. „W Polsce wielu wierzy w bajkę o dobrych Niemcach (…). W 1989 r. Niemcy nie chcieli uznać naszych granic – zostali do tego zmuszeni m.in. przez Amerykanów. To Niemcy nie chcieli Polski w NATO”. Koniec cytatu.

Tymczasem prawda historyczna jest wprost przeciwna do tischnerowskiej „gówno-prawdy” Kaczyńskiego. Otóż Niemcy trzykrotnie uznawali polską granicę zachodnią. Raz w 1952 r. zrobiły to władze komunistycznej Niemieckiej Republiki Demokratycznej (wtedy stało się to pod presją Stalina i tym faktem nie ma się co chwalić). Drugi raz w 1970 r. zrobiły to władze kapitalistycznej Republiki Federalnej Niemiec, która pod rządami nowego kanclerza Willy’ego Brandta zaczęła prowadzić politykę odprężenia w stosunkach z blokiem komunistycznym, próbowała rozliczać się z nazistowską przeszłością, a sam Brandt złożył pamiętny hołd pod pomnikiem Bohaterów Warszawskiego Getta. I wreszcie trzeci raz – w 1990 r. na mocy polsko-niemieckiego traktatu granicznego, który był warunkiem zjednoczenia Niemiec. Niemcy nie zrobili tego pod presją Amerykanów, ale w wyniku uzgodnień z polskimi partnerami – ministrem Krzysztofem Skubiszewskim i premierem Janem Krzysztofem Bieleckim. Było to pokłosiem osobistych relacji premiera Tadeusza Mazowieckiego i kanclerza Helmuta Kohla, zainicjowanych podczas „mszy pojednania” w Krzyżowej w 1989 r. To porozumienie zaowocowało trzy lata później polsko-niemieckim Traktatem o Dobrym Sąsiedztwie i Przyjaznej Współpracy.

Taki był styl i duch tamtych czasów, że międzynarodowe cele polityczne osiągało się w wyniku rozmów i porozumień, a nie w wyniku presji mocarstw. Jeśli ktoś od kogoś coś chciał, to się z nim umawiał i uzgadniał, a nie wymuszał za pośrednictwem silniejszych kolegów. Kaczyński tego nie akceptował, nie rozumiał i dlatego ciągle sabotował transformację ustrojową, a dziś usiłuje w kółko zdezawuować tamten dorobek. Trzykrotne uznanie polskiej granicy zachodniej przez Niemców zadaje trzykrotnie kłam jego twierdzeniom, że „Niemcy nie chcieli uznać naszych granic”.

Kaczyńskiemu nie mieści się w głowie, że Niemcy wprawdzie przegrali wojnę, ale wygrali pokój, tworząc wzorcową demokrację i sprawne federalne państwo, szanujące praworządność. Kaczyńskiemu nie mieści się w głowie, że Niemcy dzięki pracy swych obywateli stworzyli silną, bezkonkurencyjną w Europie gospodarkę. Kaczyńskiemu nie mieści się w głowie, że Niemcy od początku wspierali członkostwo Polski w Unii Europejskiej i NATO, a polski prezydent podczas negocjacji akcesyjnych nazywał Niemców „ambasadorami Polski w Europie”. Kaczyńskiemu nie mieści się w głowie, że Amerykanie w czasach Clintona i Busha mogli nazwać niemieckiego kanclerza Kohla „największym europejskim przywódcą drugiej połowy XX wieku”. Kaczyńskiemu nie mieści się w głowie, że w ramach natowskiej współpracy niemieckie siły obrony przeciwrakietowej z Patriotami mogą w Polsce pełnić misję obronną, a nie agresywną czy zaborczą…

Długo można wymieniać to, co się nie mieści w głowie Kaczyńskiego. Ale krótko to, co się w niej mieści. To tylko kilka uprzedzeń i kilka prostych stereotypów sprzed 50 lat, ubranych w zawiłe słowa. Takie jak słowo „anihilacja”.

Przysłowie mówi: można być głupcem udającym mędrca, albo mędrcem udającym głupca – na jedno wychodzi. Efekt jest ten sam. W obu przypadkach mamy wrażenie, że słuchamy głupca.

Poprzedni felieton: TUTAJ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content