Kaczyzm lubuskich prezydentów (FELIETON)

Fot. profile społecznościowe prezydentów Janusza Kubickiego, Jacka Wójcickiego i Jacka Milewskiego na Facebooku
Kaczyński z Morawieckim podnoszą larum, że zmiany traktatów europejskich doprowadzą do anihilacji Polski. Prezydenci lubuskich miast – Wójcicki, Kubicki i Milewski – podnoszą larum, że bliżej nieokreślone siły chcą dokonać rozbiorów Lubuskiego i wymazać nasz region z mapy. W obu przypadkach zagrożenie jest pisane patykiem po wodzie, a piewcy wyimaginowanych zagrożeń chcą na tym zbić kapitał polityczny. Prosta demagogia i kaczyzm.

Po przegranych wyborach parlamentarnych Kaczyński i jego ludzie uderzają w antyeuropejskie dzwony, jak jeszcze nigdy dotąd. Anihilacja Polski, utrata niepodległości, zdrada polskiej racji stanu – to zarzuty, formułowane ad hoc, przy okazji tematu zmiany unijnych traktatów, zmierzających do federalizacji Unii Europejskiej. Populiści nie mówią, że nawet jeśli europarlament takie zmiany by przyjął (co jest mało prawdopodobne), to będą to niewiążące uchwały, bo wprowadzenie ich w życie wymaga jednomyślności wszystkich krajów UE, wyrażonych przez krajowe parlamenty lub referenda. Szanse na to są zerowe. Ale użytek polityczny dla populistów – stuprocentowy. Można ludzi straszyć czymś, co nigdy nie nastąpi. A jak nie nastąpi, to populiści powiedzą, że tylko dzięki nim.

Z tych sprawdzonych wzorców postanowili skorzystać prezydenci lubuskich stolic – Jacek Wójcicki i Janusz Kubicki do spółki z prezydentem Nowej Soli Jackiem Milewskim, którzy postraszyli mieszkańców Lubuskiego rozbiorem regionu pomiędzy Szczecin, Poznań i Wrocław.  Powołują się na raport Instytutu Sobieskiego autorstwa dr Łukasza Zaborowskiego, który snuje naukowe rozważania o czterech wariantach korekty podziału województw. Rzecz warta odnotowania, ale nie zaangażowania i szumnego protestu najważniejszych samorządowców w regionie i to pod hasłem – jak to określili – Nowej Umowy Paradyskiej.

Umowa Paradyska z 1998 r. powstała w momencie, kiedy rząd Buzka miał na tapecie ustawę o trójszczeblowym podziale administracyjnym kraju z 12 województwami, bez Lubuskiego. A dziś? Kto miałby wprowadzać reformę administracyjną i wymazywać Lubuskie z mapy? Instytut Sobieskiego? Niejaki doktor Zaborowski? A może świeżo powołany rząd „miszczów” Morawieckiego, którego jedynym osiągnięciem będzie zgarnięcie odpraw ministerialnych po dwóch tygodniach farsy? A może hipotetyczny rząd Tuska, którego formalnie nie ma i którego zapewne prezydenci Kubicki i Milewski woleliby nigdy nie zobaczyć?

Cała sprawa wygląda bardzo dziwnie. A dziwi zwłaszcza zaangażowanie racjonalnego – wydawałoby się – prezydenta Gorzowa, który nie dawał zbyt wielu powodów, by określać go mianem demagoga. Wygląda na to, że prezydent Wójcicki dał się omamić lub zmanipulować mało wiarygodnym (by nie powiedzieć skompromitowanym) kolegom z Zielonej Góry i Nowej Soli. I nie chodzi tu tylko o to, że Janusz Kubicki to sojusznik PiS w Radzie Miasta, a Jacek Milewski to „kaczysta”, wyhodowany na liberalnym podwórku Wadima Tyszkiewicza, który za Milewskiego już po stokroć wyborców przepraszał. Nie o to chodzi.

Nie chodzi nawet o to, że Janusz Kubicki to rozchwiany w poglądach człowiek, który podczas pandemii cieszył się z łapania i karania spacerowiczów w lesie, a potem ni stąd ni zowąd powtarzał bełkot płaskoziemców, że pandemia to „koronościema” i spisek elit. Nie chodzi też o to, że Janusz Kubicki beztrosko zlekceważył wyrok NSA nakazujący mu niezwłocznie unieszkodliwić bombę ekologiczną w Przylepie, a kiedy w lipcu doszło do katastrofalnego pożaru, to oskarżał wszystkich wokół, tylko nie siebie. Nie chodzi też o jego polityczne wolty od lewa do prawa. Chodzi o coś innego.

Chodzi o to, że Kubicki i Milewski już raz pokazali, że w ich gabinetach jest im zdecydowanie za ciasno, że miasto to dla nich za mało, a ich celem jest władza w sejmiku województwa. Trzy lata temu zaangażowali się w rozłam w sejmiku, w wyniku którego powstał klub Samorządowe Lubuskie składający się z radnych, którzy porzucili szyldy, pod którymi wyborcy ich wybrali. Chodzi o to, że za kilka miesięcy wybory samorządowe. Prezydenci postanowili więc zawczasu wytyczyć nową linię konfliktu, do której idealnie nadaje się temat rzekomego zagrożenia dla istnienia wspólnego gorzowsko-zielonogórskiego województwa, na które nastają wrogie zewnętrzne siły. Jakie? Pewnie niebawem wskażą ich panowie prezydenci.

Prezydentów najwidoczniej połączyła zasada, że najlepszą formą obrony jest atak, a najlepszą formą współpracy jest konflikt. Nawet jeśli jest to konflikt wyrosły na poczuciu zagrożenia, który trzeba wciąż podsycać, jednocześnie strojąc się w szaty obrońców lokalnego patriotyzmu. Kaczyzm wiecznie żywy.

Poprzedni felieton – TUTAJ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content