Koniec Paragwaju Europy (FELIETON)

fot. pixabay
Upadek pseudorządu Morawieckiego w przyszłym tygodniu – to koniec kabaretowej polityki zagranicznej, której emanacją było San Escobar – fikcyjne państwo ministra Waszczykowskiego. Ale w polityce nie ma próżni. Świat kpi teraz z Paragwaju, którego minister rolnictwa podpisał umowę z nieistniejącym państwem Kajlasy. Ufff… Nie będziemy już Paragwajem Europy.

Dobór kadr w odchodzących rządach PiS był prosty: mierny, bierny, byle wierny. I łatwowierny. Minister spraw zagranicznych nie musiał nawet umieć liczyć do 195 (bo tyle jest państw na świecie), co niestety skutkowało wpadkami. Takimi jak powołanie się na państwo, którego na mapach świata jeszcze nikt nie widział. Mało kto dziś pamięta, jak w 2017 r. polski minister spraw zagranicznych Waszczykowski pomylił karaibskie państwo Saint Kitts i Nevis, nazywając je San Escobar. Pomyłka była prawdopodobnie wynikiem skojarzenia z baronem narkotykowym Pablo Escobarem, o którym film wszedł na ekrany w 2017 r., ale bynajmniej nie jest to okolicznością łagodzącą dla ministra. Ministra musiała wówczas tłumaczyć jego rzeczniczka prasowa, by uniknąć dyplomatycznego skandalu.

Mało kto dziś pamięta jak Jarosław Kaczyński w 2015 r. pomylił Szwecję z Iranem, twierdząc, że „w Szwecji są strefy gdzie obowiązuje szariat i nie ma tam żadnej kontroli państwa”, wywołując kategoryczne dementi szefa szwedzkiego parlamentu. To zapewne wynik kulturowego wyobcowania prezesa PiS, który przyznał, że czuł się obco kulturowo nawet w Wiedniu 33 lata temu. Swojsko czuł się wyłącznie na Żoliborzu i to w otoczeniu wianuszka policjantów i ochroniarzy.

W dwutygodniowym pseudorządzie Morawieckiego tekę ministra spraw zagranicznych dostał pan Szynkowski vel Sęk, który nie musiał umieć liczyć do 231 (bo tyle wynosi większość sejmowa). Przed przyszłotygodniowym upadkiem pseudorządu, co jest oczywiste jak dwa razy dwa, upierał się na antenie Radia Zet, że rząd Morawieckiego dostanie wotum zaufania, bo liczy się wynik głosowania, a nie spekulacje. W tym samym wywiadzie pan minister straszył Polaków federalizacją Europy i utratą polskiej państwowości, a jednocześnie zapewniał, że jego koledzy z Węgier są przeciwni zmianom traktatowym. Nie dopowiedział, że w zmianach traktatowych obowiązuje jednomyślność wszystkich państw członkowskich, a przeciwny jest im również Donald Tusk. Gdyby to powiedział, to z jego straszenia wyszłaby błazenada.

Minister pseudorządu Morawieckiego nie musi nawet wiedzieć kto jest sojusznikiem Polski, a kto wrogiem NATO i Unii Europejskiej. Pan Szynkowski vel Sęk chwalił się swoimi zażyłymi kontaktami z węgierskim ministrem spraw zagranicznych Szijarto, który we wrześniu spotykał się z ministrem Ławrowem, prawą ręką Putina, izolowanego przez cały zachodni świat. Szynkowski vel Sęk powinien był dodać, że to właśnie sojusznicy Putina najgłośniej sprzeciwiają się większej integracji w ramach Unii Europejskiej. Tak jak Morawiecki i spółka.

Mówiąc pół żartem pół serio, federalizacja Europy powinna być na rękę właśnie niekompetentnym politykom PiS, bo dzięki temu przestaliby mylić Słowację ze Słowenią i – dla ułatwienia – mogliby wszystkich wrzucić do europejskiego worka. Pisowscy ministrowie nie musieliby umieć liczyć do 28 (by tyle jest państw w Unii Europejskiej). Wystarczyłoby, by nauczyli się liczyć do jednego, co ułatwiłoby dobór kadr do kolejnych kanapowych pseudorządów, które Morawiecki być może będzie dalej powoływał w swoich posiadłościach przepisanych na żonę.

Czego oczekiwać jednak od premiera i ministrów, skoro sam pisowski prezydent to jeden wielki chodzący lapsus. W kluczowym przemówieniu podczas wizyty Joe Bidena w lutym tego roku, polski prezydent powiedział, że cyt. „Ukraina nie upadła dzięki bohaterstwu rosyjskich żołnierzy”. I co gorsza – nie poprawił się, tylko dalej perorował z zaciętą miną. Lapsus każdemu może się zdarzyć. Ale nie powinna się zdarzyć sytuacja, w której prezydent ważnego europejskiego kraju daje się podpuścić rosyjskim komikom, podszywającym się pod prezydenta Francji i rozmawiać z nimi poważnie, jak z Emanuelem Macronem. Być może gdyby prezydent Polski częściej rozmawiał ze swoim francuskim kolegą, to nie dałby się podpuścić Rosjanom.

Po wotum nieufności dla ostatniego rządu PiS, to wszystko będzie już tylko złym wspomnieniem. Dzisiaj świat śmieje się z (odwołanego już) ministra rolnictwa Paragwaju, który przyjął „delegację” nieistniejącego państwa Stany Zjednoczone Kajlasy, a gdy ci przedstawili mu ciekawe propozycje poprawy rolnictwa w Paragwaju, to łatwowierny minister podpisał z nimi umowę międzynarodową.

Na szczęście świat się z nas już nie śmieje. Wprawdzie śmiech to zdrowie, ale co za dużo to niezdrowo.

Poprzedni felieton – TUTAJ

Udostępnij:

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin

Więcej artykułów

Wystartował nowy sejmik lubuski (FOTO)

Pierwsze posiedzenie sejmiku kadencji 2024 – 2029 za nami. Przewodniczącą została radna Anna Synowiec. I to na razie tyle. Sesja będzie kontynuowana 13 maja. Pierwszą

Wyślij wiadomość

Wyślij wiadomość

Skip to content